Page 2 Read "Będziesz najlepsza, przecież dobrze o tym wiesz" from the story Mój brat już śpi by jestemanonimem22 (xoxo) with 55,848 reads. szkoła, imprezy
Znajdziesz tysiące seks filmów Mój Brat na Filmikiporno.TV. filmiki Porno. Mój chłopak daje mi to, czego potrzebuję Brat robi to dobrze. 87%.
Mój brat ciągle mi gadał: ,, Tera patrzcie nie przejdzie" i takie podobne. Ja mu mówiłam skończ, bo dostaniesz. w łeb.Jeszcze kilka razy tak mówił, aż wreszcie się wkurzyłam i go walnęłam. I tak się biliśmy. Ja go złapałam za koszulkę, on mi się wyrwał i sobie podarł. On mi ciągle dokucza i upokarza!
Moj brat Osoba poput njega nije ni za usporeivati s nekim drugim osobama. On je uvijek tu i on zna ono to drugi ne znaju. On je moj najbolji prijatelj on je jednostavno moj brat. Patrik, to je ime mog brata i mojeg najboljeg prijatelj. On ide u 6. razred O Ivana Brli Maurani. Sitnije je grae. Ima smee oi poput kestena i kratku crnu kosu kao ugljen.
A więc wyniosłem się, tak jak mi kazał. Co innego mogłem zrobić? I rzeczywiście dobrze sobie poradziłem, ale nie w tym rzecz. Ból i poczucie zawodu pozostały. Nigdy nie sądziłem, że mój brat, którego zawsze traktowałem jak wzór do naśladowania (choć może sam nie potrafiłem go naśladować), żywił wobec mnie takie uczucia
Zobacz 21 odpowiedzi na pytanie: Co mam zrobić żeby mój brat zrozumiał? Pytania . Wszystkie pytania; Sondy&Ankiety; Kategorie . Szkoła - zapytaj eksperta (1785)
Read 👑 21. La pute 👑 from the story Not My King // Larry ff by xxNallyxx (💙💚) with 2,321 reads. zayn, omega, larry. Minęły dwa tygodnie od tej pamiętnej no
Chcę być chrzestną, ale muszę nakłamać Nie mam w zwyczaju oszukiwać ludzi, ale przyparli mnie do muru. Kocham Marcelka jak własnego synka, nie chcę też zawieść siostry. Zależy mi na byciu chrzestną, tylko problem polega na tym, że mi z kościołem trochę nie po drodze.
BRAT ROBI MAKIJAŻ SIOSTRZE! Makeup Ady. 1080p. The Sisters . 14:30. ROBI MI MAKIJAŻ NA RED LIPSTICK MONSTER *przynajmniej próbuje* Tata Wybiera Moj Makijaz
Mam przyrodniego brata który jest o rok ode mnie starszy, dobrze zbudowany wysoki brunet o niebieskich oczach. Jest czerwiec, poniedziałkowy poranek, tego właśnie dnia tuż przed świtem nasi rodzice wyjechali na tydzień na wakacje, a mnie z bratem zostawili samych. Wstałam tego dnia dość późno bo prawie o 12.
wNne. Cześć dziewczyny, piszę tu, bo znajomi zbyt madrzy nie są... Moj brat ma od roku dziewczyne. To jest kochany, wrazliwy chlopak, czasem ma swoje loty i potrafi zranic, doprowadzić do szalu ale to nie jest usprawiedliwienie dla tego, co zrobiła ;( Wystarczajaco mu zrobila, juz dawno mowilam, zostaw ją, lepiej nie będzie to nie, po co. Laska ma doktorat i go poniza za to ze jest zwyklym robotnikiem i imprezowiczem ( a co za tym idzie mial sporo dziewczyn w łóżku) a nie sztywnym, powaznym panem doktorem prawiczkiem. Ok jej nie mozna odmowic inteligencji, madrosci,urody i tego ze dobrze sie prowadzi ale nie moge jej zrozumiec, po co jest z kims kto jej nie pasuje, zamiast go zostawic. Z wygody ze poda obiadek i posprzata w domu? `ze ją szanuje i okazuje jaka jest wazna dla niego? Podnosi jej to ego? Przegiela kilka dni temu gdy sie poklocili. Pili wodke (i wczesniej wiele razy to robili i nic takiego nie mialo miejsca) i moj brat zwrócił jej na cos uwage a on do niego, ze taki debil nie będzie jej mowil co i jak ma robic... I rzucila sie na niego z nozem. Rana gleboka na kilka cm do szycia. I to jeszcze w noge kolo tetnicy. Mam nadzieje ze nie będzie mial problemow zdrowotnych po tym bo ją zabije! Juz mam ochote to zrobic! Nasz przyjaciel tez kiedys mial podobna rane zadana nozem i zdrowie mu zaczelo po tym szwankowac... Bylismy wtedy we 3, wezwalam karetke, karetka policje. Aresztowali ja. I co? Wypuscili nastepnego dnia i umorzyli sprawe bo moj braciszek zadzwonil na komende i powiedzial ze to on na nia wpadl, ze to byla jego wina i mają ją wypuscic. Do niej wypisywal smsy nie z pretensjami jak ja, ale ze ja kocha najmocniej, teskni, ze to jego wina ze tak sie stalo - no nie wierzylam jak to czytalam.... Okazało się później, ze telefon miala wylaczony, on nie wiedzial ze nie przemyciła tel do aresztu, i odchodził od zmyslow co sie z nia dzieje zamiast skupić sie na sobie.. Nie wiem co on ma w glowie i jak mu ja wybic, ale dziewczyna juz wczesniej miala zadatki na agresje i ja to czulam, jeszcze mu mowilam, zeby nie było tak ze ona kogos na ciebie nasle albo sama sie rzuci na cb i wyjdziesz z tego jako warzywo albo wcale. Boje sie o niego. To nie jest kwestia zazdrosci, checi rozbicia zwiazku. Najgorsze ze oni na co dzien buzi buzi, slodka para dla każdego a w domu co innego jest, ona go nawet nie przeprosila za to co zrobila
fot. Adobe Stock, Syda Productions Kochałam go, mimo że od zawsze sprawiał problemy. No ale brat, to brat. Kiedy jednak musiałam się nim zająć sama, przestało być już wesoło. Dostawałam szału! Okropny, niedojrzały egocentryk Traciłam nadzieję, że to się zmieni. Los okazał się łaskawy. Czasami miałam wrażenie, że Mariusz jest moim synem, a nie bratem. Mama urodziła go, kiedy miałam siedemnaście lat i od początku była przemęczona opieką nad nadpobudliwym dzieckiem. Kiedy Dzieciak – bo tak nazywaliśmy w rodzinie Mariusza – miał sześć lat, zdiagnozowano u niego ADHD. Rodzice mieli wtedy prawie pięćdziesiątkę i nie dawali sobie rady z chłopcem, który nie umiał się na niczym skupić, rozmontowywał wszystko, co wpadło mu w ręce i nieustannie żądał uwagi. Mieszkałam już wtedy z moim późniejszym mężem i unikałam, jak mogłam, bywania w domu rodzinnym. Prawdę powiedziawszy, wystarczyły dwie godziny z Dzieciakiem, żeby człowiek miał ochotę uciec od niego na zawsze. Brat potrafiłby doprowadzić świętego do krzyku i rękoczynów. Uspokoił się, kiedy zmarł tata. Zupełnie jakby ktoś go podmienił. Miesiąc wcześniej był żywym, rozbrykanym dzieckiem, którego nie można było z oka spuścić, a kiedy został tylko z mamą, zamknął się w sobie, zrobił milczący i nienaturalnie, jak na niego, spokojny. Kiedy zaręczyłam się z Danielem, Mariusz miał dziewięć lat. Byłam wtedy w ciąży, to był szybki ślub, bo wiadomo – dziecko w drodze – ale od dawna mieszkaliśmy razem i planowaliśmy wspólne życie. Kiedy na świecie pojawił się Nikodem, mój brat znowu jakby odżył. – Chyba czuje się zagrożony w swojej pozycji najmłodszego dziecka w rodzinie – skomentowała to moja teściowa. – Ale musi się pogodzić z tym, że teraz to na Nikusiu będzie się skupiać cała uwaga. Może miała trochę racji, chociaż na pewno uwaga mojej mamy nie została przeniesiona z syna na wnuka. Mama nie miała już siły zajmować się kolejnym dzieckiem, więc nawet nie prosiłam jej o pomoc. Szczerze powiedziawszy, miałam wrażenie, że mało zajmuje się też Mariuszem. Brat był już nastolatkiem i robił to, co chciał Mama niczego mu nie zabraniała ani od niego nie wymagała. – Po prostu nie mam już siły na wieczne awantury – mówiła zmęczonym głosem, kiedy pytałam, dlaczego brat nawet po sobie nie sprząta. – Wolę to zrobić sama bez marudzenia, niż powtarzać mu sto razy coś, czego on i tak nie zrobi… Dzieciak rósł więc w atmosferze przyzwolenia na wszystko. Kiedy miał piętnaście lat, po prostu informował mamę, że nie wraca na noc do domu albo szkoła dzwoniła do niej z pytaniem, dlaczego syn od tygodnia jest nieobecny. – Nie zdał do trzeciej klasy za notoryczne wagary – pożaliła mi się mama, kiedy Dzieciak był w gimnazjum. – Nie mam do niego siły… Czasami mam ochotę po prostu uciec od niego i tego całego życia… Rodziłam wtedy drugiego syna, więc nie mogłam zajmować się pogarszającym się nastrojem mamy. Wierzyłam, że jakoś sobie poradzi z wychowaniem młodego. Nie zdziwiłam się jednak, kiedy powiedziała mi, że kogoś poznała i ma zamiar wyjechać za granicę, żeby tam mieszkać ze swoim nowym partnerem. – A co z Dzieciakiem? – zapytałam, wystraszona, że zostawi mi go pod opieką. – W lutym kończy osiemnaście lat – odpowiedziała. – Zostawiam mu mieszkanie, przez jakiś czas będę mu przesyłać pieniądze, zanim znajdzie pracę. Nie patrz tak na mnie, Dorota! Ja już dość mu poświęciłam! Chcę jeszcze coś mieć z życia! Wyjeżdżam do Marka i nie próbuj mnie wbijać w poczucie winy! Nie dyskutowałam z nią. Powiedziałam tylko, że nie mogę jej obiecać, że będę chroniła Dzieciaka przed robieniem głupstw. Miałam dwójkę własnych dzieci, a Mariusz faktycznie był dorosły. O dziwo, brat poradził sobie całkiem nieźle. Wynajął dwa pokoje w mieszkaniu mamy, znalazł sobie pracę w sklepie zoologicznym, miał więc z czego się utrzymywać. Powiedziałabym wręcz, że miał więcej pieniędzy niż my z Danielem, co było widać, kiedy zajeżdżał przed nasz blok motocyklem albo chwalił się, że był w Paryżu z dziewczyną. Tych dziewczyn zresztą było bardzo dużo. Za każdym razem, kiedy rozmawialiśmy przez telefon, Dzieciak rzucał inne żeńskie imię. Po Kasi, Natalii, Martynie, Joannie i Weronice przestałam nawet zadawać sobie trud, żeby zapamiętać imię kolejnej zdobyczy mojego braciszka. Wiedziałam, że żadnej z nich nie traktował poważnie, dla niego liczyła się tylko zabawa i przyjemności. – Kiedyś w końcu będzie musiał zacząć myśleć o życiu poważnie – powiedział raz Daniel. – Ja w jego wieku byłem już żonaty i miałem syna, a on? Motocykl, samochód, panienki, imprezy. Oby nasi chłopcy się w niego nie wdali! Na szczęście nasze dzieci są zupełnie inne i bardzo podobne do nas. Czyli niemal flegmatyczne po Danielu oraz pracowite i dokładne po mnie. Nie jeden raz w duszy dziękowałam Bogu, że żaden z moich synów nie jest taki jak Dzieciak. Brat miał już dwadzieścia siedem lat, a dalej zachowywał się jak nastolatek. W mieszkaniu po rodzicach wiecznie urządzał ze współlokatorami balangi, dwa razy został aresztowany za robienie jakichś głupot po pijanemu. Dobrze, że chociaż pracę potrafił utrzymać i mama nie musiała się martwić, z czego jej synek będzie żył. Sama nie wróciła do Polski, jedynie czasem dzwoniła do mnie i wypytywała, czy mam oko na Dzieciaka. – Nie jestem jego niańką, tylko siostrą, a on jest dorosły! – denerwowałam się. Ale faktem było, że braciszek traktował mnie jak powiernicę. To do mnie dzwonił po aresztowaniach, to ja musiałam jechać po niego do szpitala po – na szczęście niegroźnym – wypadku na motorze. I to mnie któregoś pięknego dnia powiedział, że… będzie miał dziecko. – Z kim, na litość boską? – warknęłam, bo przy jego trybie życia aż się dziwiłam, że nie zaliczył wpadki wcześniej. – Z tą treserką psów z niebieską grzywką? – Z Aliną? Coś ty! – machnął ręką na znak, że to już przeszłość. – Nie, to dziewczyna, która wpadła do nas na imprezę, koleżanka tego Sławka, któremu wynajmuję pokój… Piliśmy w kuchni, zaczęliśmy flirtować, no i wiesz… skończyliśmy u mnie w pokoju. Aż zacisnęłam powieki i pokręciłam głową nad jego nieodpowiedzialnością. – No to będziesz ojcem – skwitowałam. – Może wreszcie zajmiesz się na serio swoim życiem. Co zamierzacie? Ona się do ciebie wprowadzi czy jak? Spojrzał na mnie, jakbym nagle postradała zmysły. A potem z uśmiechem politowania oznajmił, że nic nie zamierza zmieniać w życiu poza tym, że będzie musiał za parę miesięcy zacząć płacić alimenty. Na moje pytanie, czy chociaż wspiera tę dziewczynę, był z nią u lekarza czy wykupił jej suplementy dla ciężarnych, był autentycznie zaskoczony. – Ale my nie jesteśmy razem – udzielił mi wyjaśnienia. – To była jedna noc. Nawet nie wiem, jak ona ma na nazwisko. Po prostu wczoraj zadzwoniła do Sławka i powiedziała, że zrobiła test i jest w ciąży. Sławek mówi, że ją zna i to nie jest laska, która sypia z każdym, więc to zapewne mój dzieciak. I tak zrobię testy na ojcostwo, ale nawet jeśli to moje dziecko, to nie zamierzam sobie przez to rujnować życia – prychnął z lekceważeniem. Wtedy wreszcie puściły mi nerwy Nawrzeszczałam na niego, że to on zrujnował życie tej biednej dziewczynie, że jest samolubnym, zadufanym w sobie gnojkiem, który nigdy nie dowiedział się, czym są zobowiązania i odpowiedzialność. A potem kazałam jechać do tej dziewczyny i zapytać, w czym może jej pomóc. Mimo swojego charakteru brat się ze mną liczył, a moja wściekłość chyba go wystraszyła, bo powiedział, że tak zrobi. Kiedy zadzwonił kilka dni później, miał problem. Okazało się, że Iza nie miała pracy i nie była nigdzie ubezpieczona, a do tego dopiero niedawno przyjechała do naszego miasta. Ponieważ kiedyś pracowałam w ZUS–ie, brat chciał, żebym pomogła jej się zarejestrować i zdobyć ubezpieczenie jako ciężarna. Kazałam mu ją przywieźć do nas do domu. Iza okazała się drobną, wystraszoną i bardzo młodą dziewczyną, która skojarzyła mi się z myszką. Z miejsca ją polubiłam. No i współczułam jej, że los wepchnął ją na taką minę jak mój braciszek. Po godzinie rozmowy z nią miałam pewność, że dziecko, było dzieckiem Mariusza. To rzeczywiście nie był typ dziewczyny, która romansowała na prawo i lewo. Była tu od niedawna, nie znała prawie nikogo, czuła się zagubiona i sporo wypiła na tamtej imprezie. Wydawało jej się, że Mariusz to materiał na chłopaka. Liczyła, że zostaną parą i wszystko będzie jak w romantycznych amerykańskich filmach. Tyle że film, w którym wylądowała, przypomniał raczej dramat obyczajowy… – Mogę ją wozić do lekarza i dawać jej pieniądze, ale nie zamierzam się z nią wiązać! – oznajmił Dzieciak, kiedy powiedziałam, że Iza sobie bez niego nie poradzi. Zachowywał się jak ostatni gnojek Kiedy Iza była w czwartym miesiącu ciąży, on pojechał do Chorwacji z nową lalunią. Ponieważ dałam Izie mój numer telefonu, dzwoniła do mnie, kiedy chciała porozmawiać o swoim stanie albo obawach. Była niewiele starsza od Nikodema, więc traktowałam ją trochę jak córkę. Wiedziałam, że miała nieciekawe dzieciństwo w domu, gdzie były alkohol i przemoc. – Nie mogę tam wrócić. Ojciec i macocha nawet nie wiedzą, że zaszłam… – wyznała mi. – Tutaj mieszkam z trzema innymi dziewczynami, ale nie wiem, co potem. One pracują, muszą się wysypiać… Ona też pracowała, tyle że na czarno. Sprzątała mieszkania i biura, prowadziła dokumentację myjni samochodowej. Miała tyle środków, żeby przetrwać, mieszkając we wspólnym mieszkaniu, ale nie było mowy, żeby była w stanie utrzymać siebie i dziecko na godnym poziomie. To było zadanie dla ojca jej dziecka. – Wymów umowę Sławkowi albo temu drugiemu kolesiowi – poleciłam mu. – Możesz nie uważać Izy za swoją dziewczynę, ale ona urodzi twoje dziecko i będzie potrzebowała pomocy w wychowaniu. Oczywiście stanął okoniem. Nie podobała mu się myśl, że mają z nim zamieszkać kobieta i dziecko. To by oznaczało koniec kawalerskich imprezek, sprowadzania do domu kolejnych dziewczyn i w ogóle słodkiego życia, jakie wiódł. Próbował więc argumentować, że nie mam prawa mu rozkazywać i że to jego mieszkanie. – Taaaak? – zapytałam, mrużąc oczy. A potem zadzwoniłam do mamy i o wszystkim jej opowiedziałam, chociaż Dzieciak prosił, żebym póki co nic jej nie mówiła. – Dziecko?! – mama była zszokowana. – Ale to cudownie! Wreszcie się uspokoi! Co to za dziewczyna? Oświadczył się jej? Wprowadziła się do niego? Rzuciłam, że właśnie tu jest pewien problem. A potem zapytałam, kto po śmierci taty dokładnie odziedziczył mieszkanie. Prawda była brutalna dla mojego braciszka. Mieszkanie nie było jego – jak przywykł o nim myśleć – tylko w większości należało do mamy, a w ułamkowych częściach do mnie i do niego. Z Niemiec do Polski jest niedaleko, więc mama przyjechała bardzo szybko. Prosto z dworca poszłyśmy do notariusza. Mama przepisała na mnie swoją część własności. Kiedy powiedziałam to Dzieciakowi, zdawał się nie rozumieć, co to dokładnie znaczy. Więc mu wytłumaczyłam: – To znaczy, że ty i twoi koledzy mieszkacie w mieszkaniu, które jest w większości moje, a ja właśnie zamierzam wypowiedzieć im umowy, o ile w ogóle coś spisywaliście. Dzieciak oczywiście się buntował, ale powiedziałam, że mogę spłacić jego część i przejąć mieszkanie całkowicie. Mama, kiedy próbował ją obwiniać, że go pominęła, wyjaśniła mu w kilku dosadnych zdaniach, że mieszkał tam za darmo przez wiele lat, a teraz ona życzy sobie, żeby zamieszkał tam jej wnuk lub wnuczka, bo dziecko też będzie jej rodziną. Przez jakiś czas Mariusz szukał lokum do wynajęcia, ale ceny najmu szybko ostudziły jego zapędy, zwłaszcza że miał w perspektywie płacenie alimentów. Koniec końców braciszek schował dumę do kieszeni i przyjął moją ofertę, że będzie mógł mieszkać w lokalu, który w większości należy do mnie, o ile będzie płacił wszelkie rachunki i zajmował się porządnie swoim dzieckiem oraz Izą. – Spokojnie, kochanie. Kiedyś go spłacimy, a mieszkanie będzie dla chłopaków – powiedziałam do Daniela, który z niepokojem śledził poczynania moje i mamy. – Ale póki co to najlepsze wyjście. – Pamiętaj, że to twój spadek po ojcu i prezent od mamy – powiedział mąż. – Ale może racja. Też uważam, że na ten moment to dobre rozwiązanie. Kiedy lokatorzy się wynieśli, Daniel pomógł Mariuszowi zrobić remont i urządzić pokój dla dziecka. Iza nie mogła uwierzyć, że tyle dla niej robimy, ale zapewniłam ją, że przecież jesteśmy rodziną. Wiedziała już, że urodzi córeczkę i niesamowicie się cieszyłam, że oprócz czterech mężczyzn w rodzinie będę też mieć bratanicę. Kiedy Pola się urodziła, wszyscy zgodnie stwierdzili, że… jest podobna do mnie. Zostałam jej matką chrzestną i mała jest moim oczkiem w głowie. Mariusz i Iza mieszkają razem już trzeci rok Chociaż nikt ich nie zmuszał, żeby byli parą, to wspólna opieka nad małą, sprawy domowe i życie pod jednym dachem ich do siebie zbliżyło. Niedawno Dzieciak podziękował mi, że tak to wszystko rozegrałam. – Gdyby nie ty, byłbym dzisiaj kretynem po trzydziestce, który udaje nastolatka – wyznał szczerze. – Jest dobrze, siostra. Mam naprawdę fajną rodzinę. Zaszkliły mi się oczy kiedy to usłyszałam. Ale najbardziej wzruszyło mnie to, że kiedy to mówił, nie byliśmy wcale sami. Obok siedziała Iza. Trzymali się za ręce. Czytaj także:„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”
fot. Adobe Stock Mądrzy ludzie mówią: dziecko niczemu niewinne. Żebym to ja ich tak posłuchała, zanim osądziłam tę kruszynę, co się dopiero urodziła. Ale cóż to teraz da, takie narzekanie. Wiem, że muszę działać. I obiecuję sobie, że tej sprawy w życiu nie zaniedbam. Zaczęło się wiele lat temu temu Aż trudno uwierzyć, że tak długo mieszkamy już na tym osiedlu. Ojciec jako jeden z pierwszych kupił tu własne mieszkanie. Firma jego przynosiła dochody, a rodzice mieli głowę na karku. Niejeden do dziś im tego zazdrości, że wtedy tak im się udało. Dziś pewnie nie byłoby ich stać na własny dach nad głową, czasy się zmieniły i worki, które produkuje zakład taty, nie przynoszą już takiego dochodu jak na początku lat dziewięćdziesiątych. W ósmej klasie przeprowadziłam się z rodzicami na jedno z pierwszych osiedli strzeżonych w Warszawie. To było coś. Teraz ludzie na potęgę kupują apartamenty w takich miejscach, ale wtedy, kiedy przechodziłam przez bramę z ochroną, czułam się jak jakiś minister. Teraz to śmiesznie brzmi, ale nie miałam wtedy świadomości, że jesteśmy bogaci. Może to i dobrze, bo nie nauczyłam się z tego powodu zadzierać nosa. Osiedle położone było w samych środku dawnego blokowiska, które częściowo wyburzono. Zostali tylko ci, których nie stać było na dopłacanie sobie do innego lokalu. Teraz już wiem: były to rodziny najbiedniejsze i, co tu dużo kryć, patologiczne. Takie jak rodzina Tereski. Nie zwróciłam na nią na początku uwagi, mieszkała przecież dwie ulice dalej, a to w ósmej klasie podstawówki lata świetlne. To Franek, mój młodszy brat, pokazał mi ją pewnego dnia: – Zobacz, niezła laska, co? – zagadał, gdy wracaliśmy ze szkoły. Wzruszyłam wtedy tylko ramionami. Jaki ten mój brat dziecinny, pomyślałam nawet. Wydaje mu się, że taka dziewczyna będzie zadawać się z takim dzieciakiem jak on. Tereska bowiem już wtedy jako dziecko zwracała na siebie uwagę wyglądem. Blondyna z dużym biustem i w za krótkiej, jak na przyzwoitą dziewczynę spódniczce, mogła być pewna męskiego zainteresowania. Wydawała się na dodatek tego nieświadoma, taka niewinna, delikatna, miła. Bo to trzeba przyznać – Teresa wyrodziła się w swojej rodzinie. A przecież nie miała od początku lekko. Gnieździli się w szóstkę w jednym, zrujnowanym pokoju. Jej ojciec pił, a matka, no cóż, nie potrafiła mu się przeciwstawić, a z czasem zaczęła do niego dołączać w libacjach. Przerażała mnie ta sytuacja. Przeciwnie niż mojego brata. Jego zainteresowanie atrakcyjną sąsiadką nie ograniczyło się do obserwowania jej na ulicy. Pewnego dnia, a było to chyba już w szkole średniej, zdecydował się do niej zagadać. Pamiętam to jak dziś. Strasznie lało, a Teresa biegła spóźniona na lekcję do tej swojej zawodówki krawieckiej, bez parasola oczywiście i w za wysokich obcasach – już wtedy ubierała się jak dorosła kobieta. Franek zatrzymał się niby jakiś dżentelmen z filmu, zdjął kurtkę i tę nieznajomą Tereskę okrył. Ona coś tam chyba protestowała, ale w końcu dała się odprowadzić pod same drzwi szkoły. Franek nie mógł przestać o tym gadać do końca dnia, a ja czułam, że będą kłopoty. Bo mój brat „zaprzyjaźnił się” z Tereską od tego dnia. Tak właśnie mówił. – Nie jest moją dziewczyną, jesteśmy po prostu przyjaciółmi. Jakby na potwierdzenie tych słów kilka tygodni później poznał Sylwię, swoją pierwszą licealną miłość. Po niej pojawiły się kolejne dziewczyny, ale Teresa, przyjaciółka mojego brata, była zawsze. Jadła u nas obiady, a nawet moja mama wykupiła jej klasową wycieczkę. Jednym słowem stała się powoli jakby członkiem naszej rodziny. Nie bardzo umiałam się z tym pogodzić. Nie byłam zazdrosna, ale ta cała sytuacja wydawała mi się po prostu nienormalna. – Przyznaj się, że jesteś po prostu zakochany – droczyłam się nieraz z bratem. – To niemożliwe, żebyś taką atrakcyjną dziewczynę traktował jak siostrę. A jednak najwyraźniej tak właśnie było, bo czas płynął, a Franek i Tereska nadal się tylko... przyjaźnili. Musiało chyba być między nimi jakieś tajemne porozumienie, bo w podobnym czasie poznali swoje drugie połówki. Tereska zaczęła się spotykać z Ryśkiem, kolegą z osiedla, mój brat natomiast poznał na studiach Dankę i dał nam do zrozumienia, że to coś poważniejszego. Oczywiście wydawałoby się, że trudno o naturalniejszy koniec przyjaźni męsko-damskiej niż ślub jednej ze stron, ale tym razem stało się zupełnie inaczej. Tereska i Rysiek wprawdzie szybko podjęli decyzję o tym, by się pobrać (niewątpliwie pomogło im to, że wkrótce na świecie miał pojawić się Daniel) i zamieszkali w wynajętej klitce obok mieszkania rodziców przyjaciółki mojego brata, ale to niewiele zmieniło. Po ślubie Tereski Franek zaczął przyjaźnić się nie tylko z nią, ale z jej mężem. Stali się wręcz nierozłączni Rysiek prowadził komis samochodowy, a mój brat zaczął zaniedbywać studia – które zresztą w końcu porzucił – żeby mu w tym interesie pomagać. Chłopak, który kiedyś nie miał pojęcia, co to jest świeca zapłonowa i nie umiałby zmienić koła, nagle stał się zapalonym fanem motoryzacji. Nie opuścił żadnego zlotu miłośników starych samochodów, a nie minęło wiele czasu, gdy sobie takiego gruchota sprawił! Nawet rodzice musieli przyznać, że dzieje się coś dziwnego. – Musisz zrozumieć, Franiu, że Tereska ma teraz własne życie – tłumaczyła kiedyś mojemu lekkomyślnemu bratu mama. – Niedługo będzie mieć dziecko, musi dbać o swoją rodzinę. Ty powinieneś zainteresować się własnym życiem, bo jak tak dalej pójdzie, to Danusia cię zostawi. A to wspaniała kandydatka na synową – wzdychała wymownie w tym miejscu. Po moim bracie takie słowa spływały jednak jak woda po kaczce: – Nie rozumiem, o co wam wszystkim chodzi – złościł się. – To chyba normalne, że pomagam Ryśkowi rozkręcić interes. W tych czasach studia to strata czasu, liczy się konkretny fach w ręku. A Tereska? Przecież my się prawie nie widujemy! Niestety, nie była to prawda. Rodzice, pochłonięci sprawami firmy, nie mieli o tym pojęcia, ale ja, ucząca się w domu studentka, wiedziałam, co się dzieje. Rysiek wychodził do pracy bardzo wcześnie. Musiałam przyznać, że prosty, ale porządny z niego chłopak, starał się jak mógł. Kiedy tylko jego stary opel ruszał spod domu, mój brat zmierzał do Tereski. Pod byle pretekstem: a to źle się poczuła, a to trzeba jej zrobić zakupy. Z czasem przestałam nawet pytać, po co do niej idzie, nie chciałam słuchać kolejnych kłamstw. Przerażało mnie to, w co wpakował się Franek On sam nadal siebie oszukiwał, że nie jest zakochany, ale dla mnie jasne było, co się święci. Liczyłam jednak, że się opamięta. Przecież gdy tylko Rysiek wracał z pracy, był jego najlepszym przyjacielem. Jeździli razem po części, gotowali, a kiedy urodził się Daniel, wychodzili całą czwórką na spacery. Spytacie, czemu Ryśkowi taki układ nie przeszkadzał? Sama się nad tym zastanawiałam. Może po prostu przyzwyczaił się do obecności mojego brata, a może był tak pewien atrakcyjnej żony, że nie podejrzewał ją o zdradę? –To jest jakiś chory układ – stwierdziła narzeczona mojego brata i go rzuciła. – Ty mnie zdradzasz, ona jest dla ciebie najważniejsza – krzyczała. – Nawet jeśli naprawdę z nią nie sypiasz, to nic nie zmienia. To jest jakiś chory układ. Potem odeszła. Myśleliśmy, że Frankiem to wstrząśnie, że będzie chciał za wszelką cenę ją zatrzymać, ale on przyjął jej odejście ze stoickim spokojem: – Nie pasowaliśmy do siebie – wyjaśnił rodzicom. – To nie była dziewczyna dla mnie. To wy za wszelką cenę chcieliście mnie zmusić do małżeństwa z nią, ja jej nie kochałem. – A kogo kochasz, kto jest dziewczyną dla ciebie?! – nie wytrzymała mama. – Szczęśliwa mężatka z dzieckiem, z której mężem tak się ponoć przyjaźnisz?! Rozbijasz ich małżeństwo! – To są bzdury! – bronił się Franek. – Niczyjego małżeństwa nie rozbijam. Tyle lat wam tłumaczę, że Teresa to tylko moja przyjaciółka. Franek rzeczywiście nie widział chyba w swoim zachowaniu nic niestosownego i nie potrafił przewidzieć, że to wszystko zmierza wprost do katastrofy. Po kilku tygodniach zresztą oznajmił nam, że dostał pracę w Niemczech i wyjeżdża. Może głupio to zabrzmi, ale odetchnęliśmy z ulgą. – Może tam zapomni o tej całej Teresie – powiedziałam rodzicom. Potem nastąpiły inne wydarzenia i sprawy mojego brata zeszły na dalszy plan. Poznałam Sławka, zaczęłam szykować się do ślubu. Franek odzywał się, pisał e-maile. Był zadowolony, odkładał pieniądze na własne mieszkanie. Nie pytał, co u Teresy, a ja nie informowałam go sama z siebie, choć przecież wiedziałam, że urodziła drugie dziecko i że w jej małżeństwie chyba nie dzieje się najlepiej, bo coraz rzadziej widywałam Ryśka w domu. Zapytałam ją nawet o to pewnego razu: – Ach nie, wszystko dobrze – zapewniła mnie z uśmiechem. – Rysiek wyjeżdża co jakiś czas na kilka tygodni do Niemiec. Twój brat załatwił mu tam sezonową robotę, nie wiedziałaś? Byłam zaskoczona. Zapaliła mi się wtedy ostrzegawcza lampka w głowie. A więc jednak Franek nie zapomniał o niej. Podzieliłam się swoimi wątpliwościami z mamą: – Wiesz, to że załatwiał mu pracę, to jeszcze nic złego – uspokajała mnie. – Najważniejsze, że przestał rozbijać to małżeństwo. Może pozna tam kogoś i z czasem wszystko się ułoży. Mnie jednak złe przeczucia nie opuszczały Jak się okazało, nie bezpodstawnie. Bomba wybuchła kilka dni przed Bożym Narodzeniem. Franek przyjechał wtedy niespodziewanie do rodziców, zasiadł do kolacji i oświadczył im: – Będę miał dziecko. „Tylko nie to” – pomyślałam. „Tylko nie to. To niemożliwe”. – To jakaś Niemka? – spytał po chwili milczenia ojciec. Ale ja już wiedziałam, zanim Franek, którego po raz pierwszy w życiu widziałam zmieszanego, zdążył odpowiedzieć. – Nie, to Polka. I znacie ją. Wszystko było jasne. Ale nikt nie chciał jeszcze wtedy w to uwierzyć. Bo to było zbyt straszne. – Teresa? – szepnęła mama – ale jak to jest możliwe? Przecież ona tu... dzieci... a ty tam... jej mąż... – nie wiedziała, co ma powiedzieć. I wtedy Franek opowiedział nam wszystko. Owszem, załatwił Ryśkowi pracę w Niemczech. Ale na swoje miejsce. Kiedy tamten jechał do Frankfurtu, Franek wracał do Polski. Nie zaglądał do domu, tylko jechał od razu do Teresy. Teraz nie wahał się nazywać jej już swoją ukochaną. Rysiek przez wiele miesięcy nie zorientował się, był przekonany, że Franek przyjeżdża do rodziców. W końcu Teresa zażądała rozwodu i wyłącznej opieki nad dziećmi. Spotkają się w sądzie. Dopiero wtedy to do niego dotarło. – Boże, rozbiłeś małżeństwo, pozbawiłeś dwoje dzieci ojca, nie tak cię wychowaliśmy. Zdradziłeś przyjaciela, co ty najlepszego zrobiłeś – krzyczał ojciec. – Nie masz już wstępu do tego domu. I Franek oczywiście wyszedł, coś tam jeszcze krzycząc o hipokryzji i o tym, jak się cieszy, że się od nas uwolni. Od tego czasu minęły 2 lata Dziecko Franka i Teresy urodziło się w styczniu. To córeczka, ma na imię Dominika. Widziałam ją raz, Teresa przebiegła z nią pod murem domu swoich rodziców. Zawołałam do niej odruchowo, ale może mnie nie poznała albo nie miała czasu, bo nawet się nie odwróciła. Moi rodzice wyrzekli się brata. Nikt z nas nie był na ich ślubie, nikt nie wymawia imienia ich dziecka. Jakby ani jego, ani Franka nigdy nie było. Do tej pory ja też brałam udział w tym buncie. Ale ostatnio przeczytałam ogłoszenie na słupie. Wiem, że powiesiła je Teresa, poznałam jej niestaranne pismo – ich córcia ma wadę serca, zbierają pieniądze na operację, liczy się każdy grosz. Już wiedziałam, co mam zrobić. Szkoda życia na obrażanie się. Jestem dość zamożna, mam dobrą pracę. Myślę, że będę mogła pomóc dziewczynce. Ale najważniejsze, że odbuduję relację z bratem. Jak to mówią, dziecko nie jest niczemu winne. Kupiłam największego misia, jaki był w sklepie. Mam nadzieję, że Dominisi się spodoba. Wczoraj Teresa powiedziała przez telefon, że mała uwielbia miśki. Albo mi się zdawało, albo moja bratowa miała gardło ściśnięte ze wzruszenia, gdy ze mną rozmawiała... ale może to tylko złe połączenie. Czytaj także:„Romans ojca zniszczył mi życie. Nie podeszłam do matury, mama przeszła załamanie nerwowe, a on nawet się nie odezwał”„Robiłam z siebie idiotkę, by poderwać faceta. Dałam sobie spokój, gdy nakryłam go z innym”„Każdy facet, którego kochałam, zostawiał mnie dla innej. I to nie młodszej, ładniejszej i bogatszej...”